niedziela, 4 marca 2012

Welcome to the N. H. K.

Hej, Satou, czy wiedziałeś? Na tym świecie konspiracje - one istnieją.

Poznajcie Satou Tatsuhiro - bezrobotnego, wyrzuconego ze studiów 22-latka, którego każdy dzień mija na oglądaniu telewizji, czytaniu kolorowych magazynów (domyślcie się sami, jakiej treści) i rozmyślaniu nad bezsensem swojej egzystencji. Czy to dobry materiał na bohatera książki albo filmu? Możliwe, że odpowiecie "nie". Zapewniam - mylicie się.

Satou jest modelowym przykładem hikikomori - osoby izolującej się od otoczenia, opuszczającej swój pokój tylko, jeśli to konieczne. W japońskim społeczeństwie, nastawionym inaczej niż na Zachód, na "my" zamiast "ja", jest to jedna z dróg ucieczki młodych ludzi od pracoholizmu i posłuszeństwa wymaganego od obywatela. Zjawisko jest coraz większym problemem w Kraju Kwitnącej Wiśni, nie dziwi więc, że i popkultura zajęła się tym tematem.

Oczywiście, gdyby fabuła skupiała się jedynie na pasożytniczym życiu protagonisty, trudno byłoby mówić o dziele strawnym, a co dopiero wybitnym. Osią całej opowieści jest próba wyciągnięcia pomocnej ręki do bohatera przez, zdawałoby się, przypadkowo napotkaną dziewczynę, Misaki. Jest to źródłem wielu jednocześnie zabawnych i smutnych sytuacji. Takie właśnie jest "Welcome to the N. H. K": śmiejemy się, często - ale zawsze przez łzy.

Oprócz pary głównych bohaterów, mamy też inne postacie. Każda z nich ma swoje problemy, czyniąc "Welcome to the N. H. K" czymś w rodzaju analizy problemów współczesnej, wchodzącej w dorosłość młodzieży. Yamazaki jest znajomym jeszcze ze szkoły i sąsiadem Satou (który, nie ruszając się z domu, zauważa to dopiero po dłuższym czasie). Ma odrazę do prawdziwych kobiet, przeciwstawiając im wyidealizowanie, dwuwymiarowe bohaterki galge (popularne w japonii gry komputerowe, których celem jest podbicie serca jednej z bohaterek). Hitomi Kashiwa to senpai z liceum, będąca w głębokiej depresji, nie umiejąca sobie poradzić z życiem kobieta, wierząca w teorie spiskowe. Mamy również postacie drugoplanowe, które pozwalają wprowadzić także inne tematy, jak chociażby piramidy finansowe.

Jak do tej pory nie zająknąłem się ani słowem o tym, co właściwie opisuję - książkę, mangę, anime? To dlatego, że "Welcome to the N. H. K" istnieje we wszystkich tych postaciach i ze wszystkimi miałem styczność. Oryginałem była light novel, napisana przez Tatsuhiko Takimoto. Sam siebie określa on jako hikikomori, co pozwala interpretować powieść jako dzieło semi-autobiograficzne. Została ona zaadaptowana później na mangę, mocno rozszerzoną (przede wszystkim w wątku senpai, która pojawia się w książce jedynie we wspomnieniach Satou) i ze zmienionym zakończeniem. Ta z kolei znalazła swoją drogę na srebrny ekran, w adaptacji łączącej dwie poprzednie wersje - wprowadzono wiele postaci epizodycznych i dodatkowych wydarzeń z komiksu, pozostając wiernym powieściowemu zakończeniu. Które z tych dzieł jest lepsze? Oryginał prawie zawsze przebija adaptacje, jednak tym razem mamy do czynienia z wyjątkiem: wszystkie wersje są tak samo dobre, choć skupiają się na nieco innych elementach. Manga jest najbardziej "brutalna" - pokazuje najdobitniej problemy i słabości bohaterów. Książka pozwala się skupić na myślach i sposobie odbierania świata przez protagonistę (narracja pierwszoosobowa), z kolei anime jest najbardziej wygładzone, strawne w odbiorze, ale wywołuje w widzu nie mniejszą melancholię.

"Welcome to the N. H. K" jest jednym z najlepszych komediodramatów, jakie znam - bawi, ale jednocześnie skłania do refleksji i pozwala współodczuwać z bohaterami. Jest też dość bliski życiu, co pozwala mi z czystym sumieniem polecić go każdemu. Na koniec wrzucam jeszcze filmik w którym połączyłem najciekawsze sceny rozmów Satou i jego senpai.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz